Błażej Krajewski: najciężej rozbawić warszawską publiczność

0

Jak zaczęła się twoja przygoda ze stand-upem?

– Zawsze przemawiały do mnie rzeczy komediowe – filmy czy skecze. Przez przypadek trafiłem na osoby wygłaszające monologi komediowe, nie wiedziałem jeszcze wtedy, że to jest stand-up. W Bydgoszczy w Klubokawiarni 1138 zorganizowano „open mic”, czyli „otwarty mikrofon” – wieczór, podczas którego można wejść na scenę i się zaprezentować. Byłem tam jedynym komikiem. Przyszedł początkujący polityk, brzuchomówca i ja z trzema żartami (śmiech).

Co robił tam początkujący polityk?

– Chciał chyba sprawdzić, jak sobie radzi z przemówieniami publicznymi i opowiadał swoje postulaty. To było trochę bezsensowne i nie na miejscu, ale w sumie ciekawe (śmiech).

W swoich programach opowiadasz często o życiu codziennym. Te historie zdarzyły się naprawdę?

– Dobrze, jeśli żart ma w sobie ziarno prawdy i tego staram się trzymać. Opowiadane historie są zmyślone, ale z reguły mają „prawdziwy pierwiastek”, coś co zainspirowało mnie do napisania danego żartu.

Bliscy nie obrażają się o te dowcipy?

– Strasznie. Wszystkie postaci z żartów tak naprawdę są fikcyjne – dziewczyna, rodzice, babcia, ale stand-up bywa często bezpośredni i zdarza się, że niektóre osoby ciężko znoszą słuchanie żartów, które teoretycznie są o nich. Często muszę się z tego tłumaczyć.

Zdarza się czasem, że po występie widz podchodzi do ciebie z uwagami dotyczącymi żartów?

– Nawet dość często. Z reguły tworzy się z tego merytoryczna dyskusja, bo ktoś przeżył coś, co wiązało się z moim dowcipem. Zawsze tłumaczę, że to, co mówię, jest na potrzeby żartu, a nie szkalowania. Jestem absolutnym przeciwnikiem piętnowania słabości, chorób, mniejszości, rasizmu, szowinizmu czy seksizmu. Jednak żart to żart. To nie jest treść naukowa, którą ludzie mają brać do siebie, tylko moment, który sprawi, że się uśmiechną albo chwilę o tym później pomyślą i tyle. To jest tylko żart, nic więcej.

Polskę można podzielić geograficznie ze względu na poczucie humoru?

– Niektórzy koledzy mówili mi, że gdy opowiadają żarty dotyczące polityki to czuć podziały i faktycznie w niektórych regionach Polski śmiech wywołują zupełnie inne teksty. Jedyne, co sam zauważyłem, to że najbardziej ludzie śmieją się na południu. Nie mam pojęcia, z czym to jest związane. Najciężej rozbawić warszawską publikę.

Całość wywiadu można przeczytaj tutaj: