Damian Kubik, to kabareciarz wcielający się w postać Antoniego Gorgonia Gruchy, który również od kilku lat próbuje swoich sił w stand-upie. Można go oglądać między innymi w programie „1, 2, 3 Kabaret” w telewizji Wirtualnej Polski i w związku z tym udzielił wywiadu dla tego medium.
Wspominał pan o swoim alter ego. Łatwiej jest się czasem schować za pseudonimem, za wymyśloną postacią? To daje chyba większą swobodę wypowiedzi.
– To jest coś fantastycznego! Schowam się za taką maską, i mogę wygadywać głupoty, których nie powiedziałbym jako stand-uper. Antoni Gorgoń Grucha jest momentami bardzo prosty, jego postać pozwala mi mówić o wielu sprawach w sposób, który nie pasuje do mnie – Damiana Kubika.
A w jaki sposób różni się doświadczenie występu kabaretowego od stand-upu? Czy to czasem fajne, odetchnąć od sceny kabaretowej, powiedzieć coś z życia?
– Po ładnych paru latach grania w kabarecie stanąłem na scenie stand-upowej i okazało się, że wszystko zaczyna się od początku. Konstrukcja żartu, sposób mówienia, próba zdjęcia maski Antoniego, przestawienie się na swój własny charakter – to wszystko wymagało jakiegoś wysiłku. Z drugiej strony dzięki temu mogę odkryć siebie na nowo, nabyć nowe umiejętności. Żarty dzielę na te, które idą do Antoniego i te, z których korzystam w stand-upie. Antoni jest lżejszy, tematy są bardziej ogólne. Do stand-upu idą rzeczy nieco ostrzejsze, zdradzające moją prywatność. Kabaret od stand-upu różni też publiczność i otoczenie. Jako Antoni gram w ładnych salach, ludzie spokojnie siedzą, śmieją się, klaszczą. A na stand-upie, w klubie zdarza się, że ktoś na przykład jest lekko podpity, krzyknie, żebym spadał. Od tego trzeba się umieć odbić, zripostować to.
Wyobrażam sobie, że na początku pana przygody ze stand-upem było trochę stresu.
– Oczywiście, że był stres. Na stand-up po prostu trzeba mieć z czym wyjść, obawiałem się więc odbioru mojego materiału. Ciekawe jest też to, co zdarzyło się w pandemii. No bo nie gra się już trzy razy w ciągu tygodnia, a raz na trzy miesiące. No i wtedy przychodzi lekkie zdenerwowanie: czy ja to jeszcze umiem, czy ludzie się będą śmiać? Z jednej strony wychodząc na scenę czuję się jak lew, który poczuł zapach świeżej krwi. Jestem spragniony występów. No ale z drugiej przychodzi też czasem niepewność.
Są też występy komediowe w wirtualnej rzeczywistości. Nawet Antoni Gorgoń Grucha próbował swoich sił na YouTubie. Ale w tym przypadku chyba brakuje ludzi…
– Miałem w czasie pandemii kilka występów streamingowych, ale było to dziwne. Na przykład w sali na 500 osób, gdzie nie było nikogo. Trzy kamery i ja sam na scenie. Opowiadam żart, sam się trochę z niego śmieję, robię pauzę, bo normalnie tak to jest – zostawiam publiczności czas na reakcję. Brakuje więc tego feedbacku, weryfikacji, czy to na pewno jest dobre. Niestety, nas bez ludzi nie ma.
Cały wywiad Marcela Wardasa z Damianem Kubikiem znajdziecie na Wirtualnej Polsce w dziale Teleshow, czyli tutaj.