Arkadiusz Jaksa Jakszewicz do ostatniego odcinka Śmiechoskopu zaprosił aż trzech gości – Abelarda Gizę, Janusza Pietruszkę i Kubę Śliwińskiego. Stand-uperzy na antenie Radio UWM FM rozmawiali m.in. o przekleństwach w stand-upie i starali się ustalić czemu są tak chętnie wykorzystywane.
– Zazwyczaj przekleństwo na scenie jest środkiem do osiągnięcia jakiegoś celu i wywołania emocji u widza, jak każdy inny środek stylistyczny czy artystyczny, którego używasz. Czasami to powoduje, że jesteś bardziej potoczny, czyli jesteś bliżej widza. Nie jesteś przemawiającym aktorem, tylko starasz się być ziomkiem i kumplem. Często taki sposób mówienia bardziej przekonuje albo pomaga, jeśli chcesz wyrzucić z siebie jakąś emocję. Czasami ubarwia lub dodaje coś do postaci. – wyjaśnił Abelard, który przyznaje, że po zejściu ze sceny zdarza mu się pomyśleć, że za dużo dziś używał wulgaryzmów.
– Staram się to kontrolować na tyle, żeby było naturalne i uzasadnione. Ale i tak ktoś może stwierdzić, że jest nieuzasadnione, bo powinno być jedno przekleństwo w całym występie albo najlepiej w ogóle. Widownia musi się dostroić do komika, ale też komik znając swoją widownię, nie powinien przeszarżować – podkreśla były lider kabaretu Limo.
– Przekleństwa w języku polskim są śliczne. Są bardzo zróżnicowane i potrafią pokazać gradację emocji. Mamy dużo czasowników czy przymiotników. Inne nacje nie mają ich w takim stopniu – dodaje Pietruszka, który przeklinanie uważa za świetną sprawę.
Tonący… przekleństwa się chwyta?
Prowadzący zauważył, że młodszym komikom przekleństwa są bardziej wytykane niż bardziej znanym kolegom, nawet jeśli przeklinają tyle samo. Jaksa uważa, że jeżeli masz już swoich ludzi na widowni, to pozwolą Ci na więcej. W zupełności zgadza się z nim Giza.
– To jest klasyk. Kumplowi pozwolisz na więcej pod każdym względem, a kogoś kogo nie znasz, od razu ocenisz. To on musi spowodować, że się do niego przekonasz – stwierdził jeden z pierwszych polskich stand-uperów i dodaje:
– Widzę u młodych komików albo doświadczonych, którzy grają swój program krótko, że przekleństwo jest u nich czasem słowem, które ma zastąpić ciszę. Gdy nie wiesz co chcesz powiedzieć lub chcesz dośmiesznić żart na siłę, bo coś nie weszło – powiedział Abelard, który podobnie jak Jaksa jest zdania, że szukanie ratunku w przekleństwach może być objawem stresu, a stresuje się najczęściej ten, który jest nieprzygotowany.
– Nie raz słyszałem, że gdyby nie przekleństwa, to coś nie byłoby śmieszne. Nawet jeśli ktoś miał słaby występ i było tam dużo przekleństw, to nie wydaje mi się, że same przekleństwa byłyby w stanie rozśmieszyć – wtrąca Pietruszka, który jest zdania, że tego typu eksperyment każdy może przeprowadzić u siebie w domu.
Na koniec wątku o wulgaryzmach, stand-uperzy doszli do wniosku, że najchętniej przeklinają ludzie prości z ograniczonym zasobem słów, ale także oczytani, którzy wiedzą najważniejsza jest forma, a nie treść. Największy problem zaś jest z osobami po środku tych dwóch odległych od siebie grup.
Cała rozmowa Arkadiusza Jaksy Jakszewicza z Abelardem Gizą, Januszem Pietruszką i Kubą Śliwińskim trwa 45 minut i została podzielona na trzy części.