Grzegorz Dolniak udzielił wywiadu organizacji What’s Next zrzeszających młodych ludzi, którzy działają na rzecz popularyzacji i rozwoju nowych technologii. Podczas 45-minutowej rozmowy Marcelina Rogala pytała komika o początki jego kariery i specyfikę zawodu stand-upera. Nie zabrakło również pytań od widzów.
Zdarzyło Ci się kiedyś, żeby większość widzów wyszła z występu?
– Jestem chyba za grzeczny, żeby ludzie wychodzili z występu. Jestem przepraszający i kulturalny. Nie chcę nikogo urazić, więc nie robię jakichś specjalnych prowokacji, także nie zdarzyło mi się.
Żałowałeś, że powiedziałeś jakiś żart, bo nie wypalił lub go ktoś przekręcił?
– Staram się dość ostrożnie do tego podchodzić, mimo że jestem stand-uperem, a to się kojarzy z tym, że nie ma tabu. Mam taką wrażliwość, że nie mam potrzeby wywoływania oburzenia czy obrażania ludzi. Staram się raczej dwa razy zastanowić, zanim coś powiem. Wiadomo, że na pierwszych występach czasem nie mam takiej szansy, bo muszę sprawdzić, jak to działa. Jak czuję, że coś jest too much, to sobie odpuszczam. Mam taką zasadę, że nic za wszelką cenę. Jak mam komuś zepsuć dzień, to na pewno są inne śmieszne rzeczy. To nie jest oczywiście tak, że się cenzuruję. Jeśli mam ochotę powiedzieć coś o religii czy o polityce, to mówię to. Jeżeli coś przekracza moją granicę dobrego smaku i wrażliwości, to odpuszczam. Mało mam takich punktów, które żałuję. Staram się być w miarę ostrożny i empatyczny.
Jesteś miły i bezkonfliktowy na scenie w stosunku do publiczności, a wziąłbyś udział w roaście, gdyby była taka opcja?
– Były takie opcje i nie zdecydowałem się właśnie dlatego, że to nie mój klimat. Nie mam potrzeby dopierdzielania sobie. Nie wiem, czy bym sobie dobrze poradził. Po prostu nie czuję tego. Bardzo mnie bawi i mega śmieszy, jak ludzie sobie wkręcają śrubę, ale nie wiem, czy ja to umiem i nie miałem ochoty tego sprawdzać.
Masz jakieś idola, na którym się wzorujesz?
– Nie mam, to jest raczej zbiór obejrzanych rzeczy. Bardzo lubię pooglądać zagranicznych komików, ale nie mam też jednego stylu. Nie jestem ortodoksyjny. Polecam próbować różnych form. Ja kiedyś robiłem impro, kabaret, teraz robię stand-up i w ogóle mi to nie przeszkadza. Tak samo mam w inspiracjach. Imponują mi zagraniczne gwiazdy stand-upu, ale niekiedy też inni mało znani komicy. Oglądam pełną paletę. Ostatnio podobał mi się angielski komik Michael McIntyre. Strasznie zabawne i życiowe rzeczy. Lubię zwykłe rzeczy z dnia codziennego, takie jak, że kanapka spadła Ci masłem do dołu. Mnie to bawi.
Jakie jest Twoje największe marzenie jako komika? Chciałbyś wystąpić w jakimś konkretnym miejscu albo przed jakąś ilością publiczności?
Nie rozkminiałem takich marzeń, może dlatego, że bardzo dużo z nich już się spełniło. Z racji tego, że jestem na etapie pisania programu, to może powiem tak wydumanie i górnolotnie, żeby mi się nigdy pomysły nie skończyły. (…) Jak zaczynałem, to miałem takich idoli jak kabaret Hrabi czy Artur Andrus i moim marzeniem było ich poznać. Teraz są to moi znajomi. z którymi mogę coś zrobić. To jest coś fantastycznego. Podziwiałem ich prace, występy, talenty, a miałem okazję popracować z nimi i czegoś się od nich nauczyć.