Kacper Ruciński: Stand-up był dla mnie terapią

Kacper Ruciński był gościem Rafała Gębury w programie 7 metrów pod ziemią. Była to kolejny odcinek edycji specjalnej, tworzonej przy udziale producenta whisky. W zeszłym tygodniu gościem na tym samym kanale był Piotrek Szumowski.

Lubisz improwizację na scenie?
– Uwielbiam! Zarówno jako gatunek, bo improwizuję z Termosem i Śliwką W Trzech Osobach, ale też crowdwork. Uwielbiam rozmawiać z publicznością.

Na ile to jest ważne w stand-upie? Co to daje?
– To tak naprawdę daje i zabiera. Jak zaczynam od crowdworku, to jest często mocny i żywy. To dzieje się tu i teraz. Ludzie to uwielbiają, czekają na crowdwork i są zawiedzeni, jeśli wyjdę od razu z programem.

Jak Ty jako osoba cicha, lekko wycofana i zamknięta, spisujesz się w roli stand-upera?
– Jestem określany introwertykiem, a wielu introwertyków jest stand-uperami i artystami, więc to nie jest nic nadzwyczajnego.

Nie miałeś nigdy kłopotu, żeby się przełamać?
– Miałem. Oczywiście, że miałem. Całe początki stand-upu, to była dla mnie terapia, żeby się nabudować, zebrać paliwo rakietowe i odpalać race za każdym razem. To jest wykorzystanie stresu, adrenaliny, jakiejś potrzeby zaistnienia na scenie, żeby być na niej jakimś, a nie przelecieć na zasadzie „dobra jakoś tam będzie”. Chcę zawsze dawać ludziom to, co mogę im dać i to na co przyszli. Wiadomo, czasami są występy gdzie nie daję 100%, bo mi się nie chce, bo myślę o czymś innym, bo mam problem, bo jestem zmęczony, bo nie spałem dwie doby. Były takie występy, nie będę teraz pieprzył, że zawsze daje 120%. (…) Dawanie z siebie wszystkiego jest jak karma, która do Ciebie wraca. Jeżeli Ty sobie odpuścisz, to zacznie Ci się coś wysmykiwać. Jeżeli nie, to czujesz się bardziej wartościowy. Bardziej się lubisz i doceniasz.

Cała rozmowa trwa blisko 30 minut, a odpowiadał na wiele ciekawych pytań prowadzącego.