Mateusz Kiedrowski o stand-upie na dachu Cinquecento

0

Na stronie Trojmiasto.pl ukazał się artykuł o stand-upie na dachu Cinquecento, w którym komik Mateusz Kiedrowski opowiada o swojej nietypowej inicjatywie.


Konstrukcja sceny składa się z 10 desek zamocowanych na bagażniku dachowym. Na podest ustawiony na dachu cinquecento wchodzi się po drabinie, która należy do ojca artysty. Po sezonie letnim Mateusz musi zawieźć ją do domu rodzinnego i jako zapłatę za wypożyczenie sprzętu pomóc ojcu wyczyścić komin. Poznajcie Mateusza Kiedrowskiego, który występuje na własnoręcznie zbudowanej i zamocowanej na swoim aucie dwuczęściowej scenie.

Stand-up w Trójmieście

To najprawdopodobniej jedyna taka scena na świecie. Pomysł na nią powstał wtedy, gdy okazało się, że zielone cinquecento należące do Mateusza jest w tak opłakanym stanie, że nie ma już sensu go naprawiać. Pomyślał więc, że zrobi na nim swój stand-up. Wcześniej występował gościnnie u innych organizatorów. Wszystko zaś zaczęło się od spektaklu impro Wojtka Tremiszewskiego w 2017 roku, na którym Mateusz miał być tylko widzem. Pracował wówczas jako mechanik rowerowy.

Wojtek wskazał w moim kierunku i powiedział, że będę drzewem – relacjonuje Kiedrowski. – Niewiele myśląc, wszedłem na scenę, rozłożyłem ręce i po pięciu minutach brałem czynny udział w utrzymywaniu jego ciężaru na sobie – grał wtedy kota. Po wszystkim zgarnąłem piąteczkę i brawa od publiczności, to było świetne uczucie. Zagłębiłem się w temat impro w Trójmieście, znalazłem warsztaty na Uniwersytecie Gdańskim z Gosią Różalską… i tak to już trwa od ponad trzech lat.

Kij od miotły, wybuchy i awarie

Skoro zielone cinquecento miało stać się podestem, trzeba było również zadbać o resztę wyposażenia sceny. Oświetlenie również powstało w sposób kreatywny. Pierwsza lampa składała się z półtorametrowego statywu, kija od miotły i mocnej lampki rowerowej o mocy 1000 lumenów. Aby intensywne światło nie rozpraszało widzów, Mateusz skonstruował tubę z plastikowej butelki po soku owocowym, wykleił ją w środku folią spożywczą, a na zewnątrz czarną taśmą izolacyjną.

Pełen zestaw nagłośnienia z własnym zasilaniem stand-uper odkupił w dobrej cenie od gdańskiego beatboxera. Zanim jednak zorientował się, że w połowie występu musi podpiąć drugi akumulator, nagłośnienie „kończyło się” w połowie występu. To zresztą niejedyny problem, jaki pojawił się w związku ze sprzętem.

Po dołożeniu dodatkowego akumulatora do środka doszło do zwarcia – relacjonuje Kiedrowski. – Spalił się jeden z akumulatorów i parę przesterów. Interweniowaliśmy z hukiem, żeby nie doszło do wybuchu. Potem trzeba było oddać sprzęt do serwisu, więc występ odbył się bez nagłośnienia. Polegaliśmy na mocy naszych gardeł.

Planów nie pokrzyżowała nawet kolizja, w której zielony „cienqi” został niemal całkiem unieruchomiony.

Mniej więcej tydzień przed pierwszym stand-upem odwoziłem dwóch komików do centrum Gdańska. Nie zauważyłem kierowcy, który wymusił pierwszeństwo, i skasowałem mu pół auta, a sobie niemal całe. Mimo wszystko postanowiłem zholować samochód na miejsce planowanego występu. Próby stand-upu robiliśmy więc, stojąc na rozbitym samochodzie, a w dniu wydarzenia przestawialiśmy go razem z publicznością.

Cienqi Stand-up, dysponujący mobilną sceną, ma możliwość organizowania występów w różnych ciekawych, plenerowych lokalizacjach. Niedawno wystąpili m.in. na Polance Redłowskiej.

Pierwszy występ zielonego cinquecento okazał się więc również jego ostatnim. Zastąpił go niebieski „cienias”, będący już od jakiegoś czasu w rodzinie Kiedrowskich.

To było auto kupione przypadkiem od dziadka kumpla mojego brata – mówi Mateusz. – Jako że w domu nie było za dużo pieniędzy, samochód świetnie się sprawdzał jako auto rodzinne. Kiedyś nawet pojechaliśmy nim z bratem „na ogórki” do Niemiec, pokonując 800 km w jedną stronę, załadowani po sam dach. Jechaliśmy jak królowie: mieliśmy ze sobą mikrofalówkę, lodówkę, zapasy schabu na dwa tygodnie.

Cały artykuł można przeczytać na stronie rozrywka.trojmiasto.pl

Jak oceniasz ten artykuł?
0
0
0
0

Skomentuj