Piotr Zola Szulowski był gościem podcastu Kacpra Majdana, a rozmowa w dużej mierze skupiła się na alkoholu w stand-upie – zarówno tym spożywanym przez komików, jak i przez widownię podczas występów.
Prowadzący był ciekawy czy stand-uperowi zdarzało się pójść na imprezę z widzami po zejściu ze sceny. Zola wymienił występ dla rodaków w Wielkiej Brytanii. Przypominał sobie też występ na Śląsku, gdzie razem z Adamem Sobańcem zaprosił do hotelu parę, która urwała się dzieciom. W konsekwencji następnego dnia musiał zostawić auto na parkingu, pojechać pociągiem do Gliwic i występować z ogromnym kacem. Komik zaznacza jednak, że na scenę zawsze wychodzi trzeźwy.
– Nigdy nie byłem na scenie pod wpływem alkoholu. Mogłem być skacowany, ale nigdy na programie solowym nie zdarzyło mi się pić przed występem. Oczywiście jak zaczynałem stand-up, to musiałem wypić sobie piwko, bo był stres i było mi łatwiej. Teraz nie wyobrażam sobie, zwłaszcza, że delikatnie seplenię – odpowiedział Zola.
Incydenty z pijaną widownią
Podcaster dopytywał czy bardzo przeszkadza, gdy widzowie piją w trakcie występu. Piotrunia nie ma z tym problemu, o ile robią to dyskretnie.
– Jak chcą być ważniejszą postacią niż Ty na scenie i dogadują, to już to przeszkadza. Najbardziej przeszkadza, jak piją i nie interesuje ich sam występ. Siedzi taki w pierwszym rzędzie i gada z kolegą, co tam u niego w robocie – przyznaje i dodaje, że zdarza mu zwracać uwagę pijanym widzom, ale często reagują agresją.
Gość Kacpra Majdana potwierdził to, o czym wiadomo już dobrze w branży, czyli że najtrudniejsze występy to te na Wyspach. Widzowie w dużej mierze traktują stand-up jako możliwość napicia się w gronie innych Polaków. Przytoczył historię Kacpra Rucińskiego, który pytał pijanego, dlaczego przeszkadza jemu i ludziom, co przyjechali po kilkaset kilometrów do Birmingham, zarezerwowali hotele, aby rozerwać się i zobaczyć ulubionych komików. W odpowiedzi usłyszał jedynie „bo lubię”, więc musiał prosić o interwencję ochronę. Sam Szulowski też był uczestnikiem wielu tego typu sytuacji w Polsce.
– Jak prowadziłem w Grodzisku swoją scenę, to ze dwa razy szarpałem się z gościem. Nawet jak wyprowadzisz go za drzwi, to nie jest tak, że temat już załatwiony. Jest gęsta atmosfera, bo przed chwilą zdarzyła się taka historia. (…) Bardzo często to psuje występ. Widownia też jest wybita z rytmu. Nie można przejść obojętnie obok takich rzeczy. Trzeba to wyśmiać i napiętnować – wyjaśnił.
„Osoby będące pod wpływem alkoholu nie będą wpuszczane na salę. W trosce o komfort widzów – każda osoba/ grupa osób przeszkadzający podczas trwania show będzie usuwana z sali” – można przeczytać w opisie występu Rafała Paczesia
Kulturalne domy kultury?
Zola przyznaje, że wielu komików woli występować w teatrach, kinach czy domach kultury, bo nie jest tam sprzedawany alkohol. Oczywiście i to można obejść, wnosząc na salę małpki albo… whisky w bidonie od roweru, z czym ostatnio się spotkał. Ostatnio ciekawą historią ze sceny podzielił się też support Zoli, czyli Adam Sobaniec.
– Jak gramy w klubach muzycznych, gdzie jest otwarty bar to zdarzają się ludzie, którzy krzyczą „Barman! Daj mi browara!”. Potem idzie z nim, przewraca butelki i kufle, które są po drodze. To rozbija występ. Kiedyś jak występowałem w Grodzisku, to prosiłem barmanów, żeby lali piwo w plastik, bo nawet jak się przewróci, to nie będzie brzdęku wybijającego z rytmu – zdradza Zola.
Na zakończenie wątku Panowie doszli do wniosku, że stand-up kojarzy się z gadaniem i przekleństwami na scenie, więc widownia myśli, że również może pogadać i się swobodnie napić. Zażartowali, że mimo wszystko lepsze to niż świecące uszy na kabaretach.
Komentarze2 komentarze
Pije, potrafię przemycić piersiówkę jak nie sprxedaja alkoholu. Nigdy nie zdarzyło mi się drzec ryja albo przeszkadzać w jakikolwiek sposób. Jestem cichym menelem oglądającym śmiesznych panów 🙂
I takich ludzi Piotrunia szanuje! 🙂