Nikita Polyakov to pochodzący z Białorusi filmowiec, który w czerwcu wystartował z podcastem Pogawędka. Kiedy nagrywał odcinek z Tomkiem Kołeckim, mówił znajomym, że w 10 odcinku pojawi się „ten niegdyś najmłodszy komik w Polsce”. W związku z tym zapytał swojego gościa czy nie obawia się takiego wpadania w ramkę.
Tomek Kołecki – najmłodszy komik w Polsce
– Szufladkowanie ma swoje plusy i minusy. Są osoby, które totalnie nie chcą się zaszufladkować. Są też osoby, którym zaszufladkowanie zrobiło karierę. Jak układam materiał, to staram się przesadnie o tym nie myśleć. Raczej robię żarty, o tym, co się u mnie aktualnie działo, więc kiedyś naturalnie żartowałem z liceum. Hasło „najmłodszy komik w Polsce” swego czasu zrobiło mi bardziej fajną robotę niż złą – odpowiedział stand-uper.
25-latek wylicza, że prawdopodobnie dalej jest najmłodszym komikiem w Polsce, który utrzymuje się całkowicie ze stand-upu. Z jego rocznika jest też Grzesiek Wójtowicz, a młodszy jest Szymon Jaworski, ale ten jak przypuszcza, ma także inną pracę.
– To nie jest profesja dla bardzo młodych osób. Często ludzie dopiero po 30-tce mają coś ciekawego do powiedzenia – podsumował przyczyny małej liczby młodych komików w Polsce.
Tomek Kołecki – żarty dla jaraczy
Utarło się, że Kołdżej robi stand-up dla fanów palenia marihuany, ale to także nie jest dla niego problemem. Woli, żeby na jego występy przychodziły osoby, których śmieszą te same żarty.
– Kiedyś ludzie chodzili na hasło „stand-up”, a teraz idziemy na Rucińskiego, Krajewskiego czy konkretnego komika. Ludzie wyczaili, kto ma do nich podobne poczucie humoru i tą osobę chcą oglądać. Nie mam problemu z tym, żeby ludzie kojarzyli mnie z jointami. Chcę, żeby do mnie przychodzili jaracze, bo oni się tutaj fajnie odnajdą. Mam dużo żartów o marihuanie, więc stworzymy razem fajny wieczór – odpowiedział i dodał, że podobnie nie przeszkadza mu, gdy na jego widownię tworzą głównie młode osoby.
Tomek Kołecki – ten w czapce
Tomek zauważył, że jest jeszcze utożsamiany z jednym charakterystycznym elementem, czyli z bejsbolówką na głowie.
– Był taki czas, kiedy znudziła mi się czapka z daszkiem. Podczas pandemii wyszedłem bez niej na scenę, tak jak to robiłem w pierwsze 2-3 lata występowania. W klubach było OK, ale nie jak wyszedłem przed dużą widownie np. przed 10 tysięcy osób na stadionie Legii Warszawa. (…) Bez czapki występowało mi się bardzo źle. Czułem, że czegoś mi brakuje – wspominał i tłumaczył, że na dużych arenach bycie rozpoznawalnym jest bardzo dużym plusem.
Młody komik zauważa, że na trasie Please, Stand-up inaczej na scenę wychodzi szeroko kojarzony Zola, a inaczej mniej rozpoznawalny Darek Gadowski. W takich miejscach natomiast pierwsze trzy żarty rzutują na to, jak pójdzie cały występ.
– To nie jest tak, że jestem zaszufladkowany i muszę już zawsze być w czapce. Generalnie lubię w niej występować. Nie sprawia mi to problemu, ale jak chciałem zdjąć czapkę, to byłem totalnie nieśmieszny – stwierdził i zażartował, że w takim razie może nawet brać w niej prysznic.
– Jestem już gościem w czapce z daszkiem. W sumie mi to nie przeszkadza. Jeśli nagle by mi się coś odmieniło, to musiałbym zrobić bardzo dużo występów, żeby ludzie skojarzyli, że występuję także bez czapki – zakończył.