Depresja komika. Adam Van Bendler i jego „Placebo”

2

Co mają wspólnego depresja i stand-up? Adama Van Bendlera. Jego najnowszy materiał „Placebo” w całości poświęcony jest depresji. W metodyczny sposób rozkłada tę chorobę na czynniki pierwsze, oswaja z nią i przede wszystkim – normalizuje głośne mówienie o problemach psychicznych. Wszystko to, rzecz jasna, w lekki i charakterystyczny dla stand-upu sposób.

To pierwszy w Polsce program stand-upowy o depresji. Internetowa premiera Placebo już 23 lutego, a zatem w Światowy Dzień Walki z Depresją. To czwarta najpoważniejsza choroba na świecie i jedna z głównych przyczyn samobójstw. Choć temat jest poważny, Van Bendler w typowy dla siebie sposób wprowadza widza do swojego świata, bo sam żyje z tą chorobą od niemal dwudziestu lat.

Stand-up z przesłaniem

Program „Placebo” to tak naprawdę podróż przez życie i doświadczenia komika. To trudny temat, więc on sam musiał dojrzeć do tego, by bez obaw i wątpliwości móc otwarcie mówić o swoich problemach. – Wiele kluczowych żartów powstało już w 2016 roku, ale nie miałem wtedy takiej pewności scenicznej, ani warsztatu, by podać je w punkt. Od lat staram się przemycać między żartami moje poważniejsze refleksje, ale wydaje mi się, że mój własny stand-upowy widz nie do końca był w stanie uwierzyć, że rzeczy które mówię, nie są żartami, a bardziej próbą zaangażowania publiki w nieco poważniejszą konwersację – opowiada Van Bendler.

Początki zdecydowanie nie należały do najłatwiejszych. „Placebo” to efekt wielu lat pracy i prób, które nie zawsze spotykały się z wymarzonym odbiorem. – Kilka lat temu w pocie czoła opowiadałem w Warszawie żart o próbie samobójczej. Chwilę trwało wprowadzenie w temat, byłem wtedy średnio zaawansowanym komikiem, więc dwie minuty na scenie bez śmiechu były dla mnie wiecznością. Kiedy podałem ostatnią, kluczową pointę, z zebranych na sali stu osób zaśmiał się tylko jeden gość. Byłem przerażony. Jeszcze wtedy nie rozumiałem, że żart był ok, a po prostu prawie nikt z zebranych nie utożsamiał się z tematem. Dziś wiem, że tamten gość śmiał się, bo doskonale wiedział o czym mówię – wspomina komik.

Eksperyment socjologiczny

„Placebo” to program inny niż wszystkie. Stand-up rządzi się swoimi prawami, a najnowszy program Van Bendlera niejako przełamuje towarzyszące tej formie rozrywki, bardzo często krzywdzące stereotypy. – Chciałem zaprowadzić własny stand-up w nowe miejsce. Zanim program nabrał swojej pełnej formy, głównym zadaniem było rozłożenie na czynniki pierwsze moich własnych problemów. Czułem, że moje obecne flow pozwala mi na dłuższe rozmowy z ludźmi, ale nie wiedziałem jeszcze, jak zapewnić publice poczucie bezpieczeństwa i komfort psychiczny. Nie chciałem, by ktoś podczas występu poczuł się osaczony lub oceniany jako osoba gorsza – mówi stand-uper.

Z każdym kolejnym miastem program ewoluował. Adam Van Bendler jeździł z nim po całym kraju, by oswajać widzów z głośnym mówieniem o chorobach psychicznych. – Nawet nie wiedziałem kiedy „Placebo” przyjęło formę małego eksperymentu socjologicznego. Najwspanialsze jest to, że podczas występów ludzie mogli przekonać się, że nie są sami w swoich problemach. I to nie tylko jeśli chodzi o depresję, ale i o szereg innych problemów, które poruszam w swoim programie a które dotykają nas wszystkich, w mniejszym lub większym stopniu. Starałem się z całych sił, by program nie był coachingowym kopniakiem w mózg, a jedynie lekko nakierowywał ludzi na proste rozwiązania bardzo poważnych problemów – wyjaśnia.

Dłuższa pogadanka

Depresja to choroba, która rozwija się latami, długo trwa także uświadomienie sobie problemu, diagnoza i leczenie. Oczywistym jest więc, że „Placebo” nie mogło trwać kilkunastu lub kilkudziesięciu minut. – Zdarzało się, że rozmowy z publiką były niekiedy tak długie i ciekawe, że występy trwały czasem ponad trzy godziny. Nie każdy zdawał sobie z tego sprawę i musiał zwyczajnie opuścić salę przed końcem. Wielka szkoda, bo druga połowa występu była kluczowa i znacznie bardziej rozrywkowa. Początkowo bałem się, że może jakiś żart ich uraził. Ludzie wybiegali na pociąg, a ja desperacko próbowałem ich zatrzymać – wspomina Van Bendler.

Terapia na scenie i widowni

Chorobom psychicznym bardzo często towarzyszy uczucie osamotnienia. Podczas trasy „Placebo” można było się jednak poczuć częścią większej wspólnoty. – Z początku było bardzo trudno, gdy żarty na dany temat nie były wystarczająco mocne. Dlatego też starałem się w mało agresywny sposób zagadywać publikę i dzięki temu ja również czułem, że jest ze mną w sali masa osób dzielących te same problemy. Kiedyś przyznanie się do alkoholizmu czy innych problemów było dla mnie nie do pomyślenia. Nawet w formie żartu. Dziś jest inaczej. Zyskałem nową, nieodkrytą wcześniej formę odwagi i spokoju, który towarzyszy mi również poza sceną – opowiada Van Bendler.

To była długa droga. Podczas trasy okazało się też, że opowiadanie co wieczór o swoich problemach, miało dla komika efekt terapeutyczny. – Stawiałem czoła moim problemom nie tylko na scenie. Podczas pandemii postanowiłem dać sobie jeszcze jedną szansę i ponownie zapisałem się na psychoterapię. Moje wcześniejsze doświadczenia nie były najlepsze, bo dobry terapeuta jest na wagę złota. Czasem trzeba się sporo naszukać, by trafić pod odpowiednią opiekę. Ta próba okazała się strzałem w dziesiątkę, bo czas i pieniądze zainwestowane w cotygodniowe sesje terapeutyczne były dla mnie zbawienne. Prawdopodobnie, jeszcze dwa lata wcześniej te same środki pieniężne zwyczajnie bym przebalował. Na szczęście podjąłem najlepszą dla siebie decyzję o terapii, a dodatkowo, wnioski wyciągnięte z przebytych godzin pracy nad sobą pozwoliły mi lepiej dopracować „Placebo” – tłumaczy.

Normalizacja chorób psychicznych

Głośne mówienie o chorobach psychicznych, oswajanie z nimi i „odczarowywanie” ich jest nadal bardzo potrzebne w naszym kraju. – Mam nadzieję, że materiał dostarczy tyle samo radości ile podczas występów na żywo. Ciężko jest przenieść tę energię z teatru na ekrany komputerów czy telefonów. Będę bardzo szczęśliwy, jeśli ktoś podczas pierwszego oglądania będzie się po prostu dobrze bawił, a za drugim razem zauważy już szereg ciekawostek i poważniejszych odniesień – dodaje Van Bendler.

To niezwykle ważne, by wiedzieć, że jeśli chodzi o problemy psychiczne nie jesteśmy w tym sami. I bynajmniej, sięganie po pomoc nie jest powodem do wstydu. – Jeśli materiał skłoni kogoś, aby poprosić o profesjonalną pomoc w swoim problemie, to będzie to ogromne zwycięstwo. Z każdym kolejnym obejrzeniem, program daje do myślenia bardziej. Jeśli przed telewizorem znajdzie się chociaż jedna osoba, która z najbardziej mrocznego żartu zaśmieje się tak, jak ten gość w Warszawie, to o resztę jestem spokojny – zakończył stand-uper.

Jak oceniasz ten artykuł?
0
17
3
0

Komentarze2 komentarze

Skomentuj