Roast Najmana – najgorszy roast w Polsce?

0

Po kilku miesiącach przerwy Filip Puzyr i Piotr Splin wracają z „Najlepszym podcastem w Polsce”. Trójmiejscy stand-uperzy nagrali do tej pory najdłuższy odcinek i niemal całe półtorej godziny poświęcili na podsumowanie Roastu Marcina Najmana.

Roast trampoliną do kariery?

Filip Puzyr przyznaje, że choć wszystkie znaki na niebie wskazywały, że poziom roastu będzie dramatyczny, to nie jest mu wstyd, że zgodził się wziąć w nim udział.

Zgodziłem się, bo nie pracowałem w zawodzie od bardzo dawna. Dostałem propozycję, która była płatna. Nie jakoś szczególnie płatna, mniejsza niż bym powiedział przed pandemią. Wciąż jednak były to pieniądze. Miałem tez czas, że będę wymyślał i pisał żarty, a tym żyję i to lubię robić. Nie widziałem dobrego powodu, żeby się nie zgodzić – wyjaśnił i wyraźnie zaprzeczył, żeby jego motywacją była okazja do wybicia się na głośnym nazwisku, co w swoim podcaście sugerował Mateusz Socha.

Piotr Splin zdradził, że pisał żarty dla celebrytów na ten wieczór, podobnie jak kilku innych komików, ale nie chce ich wymieniać i w ten sposób wrzucać pod autobus. Również i on jest zdania, że na jednym roaście nie da się wywindować kariery.

Kto się ostatnio wybił na roaście? Podsiadło, jeśli można tak mówić o typie, który jest już znany. Rejent. To jest jedyna osoba, która wybiła się na roaście – skomentował.

Przyczyny porażki

Puzyr wspomina, że po telefonicznym potwierdzeniu udziału w roaście, od tej pory nikt się już z nim nie kontaktował, aby konsultować materiały, wyznaczyć sobie jakieś granice czy po prostu zapoznać z innymi uczestnikami. – Od początku było widać, że nikomu specjalnie nie zależy, aby wyszło to dobrze – podsumował.

Splin szukając kolejnych przyczyn porażki wydarzenia, wymienia brak publiczności, który jego zdaniem dla roastu jest wykluczający.

Przy takiej pustce nie da się powiedzieć dobrego żartu, a one nie były aż tak złe, jakby mogły się wydawać. Bez weryfikatora w postaci śmiechu, ciężko się dobrze bawić – powiedział i przyznał, że samemu nie udało mu się przebrnąć przez całość transmisji.

Filip dodaje, że większość uczestników niebędących komikami dostała żarty wydrukowane na kartach chwilę przed występem.

Trzeba natomiast zdawać sobie sprawę, że niektórzy z nich nie byli światłymi umysłami komediowymi. Bardziej złożonych żartów po prostu nie rozumieli, więc je wyrzucili lub zmieniali puentę.

Komicy mają również zastrzeżenia do technicznych aspektów transmisji. Piotr na podstawie swoich występów z innych roastów zaapelował do realizatorów.

Przestańcie pokazywać twarz tego, kto słucha żartów na swój temat. To przypomina najgorsze reality show. To bardzo dziwne uczucie, gdy czujesz, że wtedy kamera jest na Tobie. Z jednej strony chcesz się wsłuchać w żart, cieszyć się nim, a z drugiej strony czujesz, że ktoś Cię obserwuje.

Najczęstszym obrazkiem z roastu Marcina Najmana była twarz celebryty, która nabierała powagi przy słuchaniu żartów na swój temat, co zdaniem prowadzących podcast mocno rzutowało na jego odbiór. Przygotowanie roastowanego również pozostawiało wiele do życzenia.

Podszedł do nas przed samym występem. „Ej Panowie, ale wiadomo, że kulturalni ludzie takich słów jak pedał czy frajer nie używają”. Trochę rozbawiło mnie, że Najman najbardziej obawia się o to, żeby subkultura więzienna nie straciła do niego szacunku. Na pewno pod celą chłopaki wieszają sobie jego plakat i walą konia – śmiał się Puzyr.

Trójmiejscy komicy doszli wspólnie do wniosku, że był to najgorszy roast w Polsce, bo na Roaście Korwina była publiczność, więc wydarzeniu towarzyszył chociaż śmiech i jakiekolwiek emocje.