Adam van Bendler udzielił wywiadu dla PETS STYLE – magazynu o zwierzętach, o stylu życiu z nimi, a także o najnowszych trendach w branży.
Stand-upy są coraz bardziej popularne w Polsce. Skąd ich fenomen?
Fenomenem jest bezpośredniość i energia człowieka, który najczęściej po prostu narzeka w zabawny sposób. Polacy kochają słuchać narzekania innych, dzięki temu nie muszą myśleć o własnych problemach. Uważam, że jest to jedna z kluczowych rzeczy. Od kuchni wygląda to tak, że wszystko można opowiedzieć na miliard sposobów. Możesz powiedzieć, że poszedłeś do sklepu po masło i wróciłeś do domu. I tyle. Albo można zauważyć, że pani kasjerka miała wąsy większe niż kierownik sklepu. Albo, że po drodze prawie rozjechało mnie auto przejeżdżające na czerwonym świetle. Wszystko tkwi w szczegółach, które na pierwszy rzut oka nie są w ogóle zabawne. Ale gdyby połączyć te rzeczy? Że kierowca auta być może tak się śpieszył, bo bał się, że kasjerka zdradza go z kierownikiem sklepu? Im więcej dostrzegasz głupkowatych mianowników w życiu, tym łatwiej jest znaleźć śmieszną hipotezę.
Gdzie jeszcze szukasz inspiracji?
Staram się wychodzić codziennie z domu. Mój mózg analizuje najzwyklejsze rzeczy w sposób, o którym nie wypada czasem nawet mówić na głos. Po prostu staram się nie izolować od ludzi. Życie pisze najlepsze żarty. Czy tego chcemy, czy nie.
Ile czasu potrzebujesz na napisanie programu? Bo to jest tak, że wychodzisz na scenę i sypiesz żartami jak z rękawa, prawda?
Program staram się pisać na podstawie rzeczy, które aktualnie mnie dotykają i czuję, że muszę je z siebie wyrzucić. Jeśli chodzi o sypanie żartami jak z rękawa, muszę mieć z kimś naprawdę dobre flow lub mieć wyjątkowy dzień. A co do materiału to dojrzewa on cały rok. Zdarza się, że na początku mam wyjściowych tematów na godzinę, a z biegiem czasu są one wypierane przez inne, dopisywane na bieżąco historie i rozkminy. I tak program po roku może zmienić się diametralnie.
Bardzo często zadajesz pytanie osobie z publiczności. Czy nie obawiasz się, że nie odpowie po Twojej myśli i nastąpi cisza, konsternacja? Czy może długoletnie doświadczenie sprawiło, że wybrniesz z każdej opresji?
Raczej się tego nie obawiam, bo każdą odpowiedź można obrócić w żart, nawet jeśli jest negującą do granic możliwości. Zabawnie można odbić się nawet od krępującej ciszy. Trzeba tylko chcieć i być odpowiednio skupionym na scenie.
Czy Adam Van Bendler stresuje się, wychodząc na scenę?
Oczywiście. Gdybym wyszedł na scenę zbyt wyluzowany, to mogłoby oznaczać, że mi nie zależy, mógłbym też łatwo pomylić się w tekście. Stres działa na mnie raczej motywująco. Zwłaszcza podczas sprawdzania nowego materiału, kiedy dokładnie jeszcze nie wiem, z czego i kiedy publika zaśmieje się najmocniej. Taki stresik to świetna sprawa.
Czy pamiętasz swój pierwszy występ, z którego byłeś zadowolony w stu procentach?
Pamiętam. To było podczas drugiego występu w życiu, na open mic w Gdańsku przy Elżbietańskiej, u Kacpra i Abelarda. Opowiadałem wtedy o sposobach radzenia sobie na randce, kiedy boli brzuch itp. Dostałem wtedy pierwszy mocniejszy śmiech od ludzi i byłem przekonany, że to jest właśnie esencja komedii. Z perspektywy czasu dotarło do mnie, jak niewiele wtedy wiedziałem.
Zdarza się, że ludzie zaczepiają Cię Twoimi hasłami? Czy pamiętasz najzabawniejszą sytuację, jaka Cię spotkała w związku z tym?
Oczywiście. Wielokrotnie słyszałem jeszcze pod klubami „nie wejdziesz w czapce”. I faktycznie nie wpuszczali (śmiech).
Kiedy kolejne premiery stand-upów?
Kolejna premiera będzie, jak tylko zniosą obostrzenia. Mój nowy program „Placebo” jest poświęconym sposobom walki z depresją. Uważam, że ma potencjał.
Czy chcesz zostać najchętniej oglądanym stand-uperem w Polsce?
Bardziej zależy mi na byciu najchętniej oglądanym Adamem van Bendlerem. Mam swoją publikę i to na niej najbardziej mi zależy.
Cały wywiad, w którym Adam opowiada również o swoim dzieciństwie, miłości do zwierząt i działalności charytatywnej znajdziecie tutaj.