Grzegorz Dolniak był gościem na kanale YouTube stowarzyszenia „Słowem w twarz”, gdzie rozmawiał z Karolem Zoniem oraz wziął udział w quizie.
Działałeś również w kabarecie. Jest różnica humoru w stand-upie i kabarecie?
– Jest na każdej płaszczyźnie. Jest różnica w pisaniu, w przedstawianiu tego na scenie. W ogóle praca jest inna, bo to jest praca zespołowa, a tu działasz solowo. Powiem Ci szczerze, że trudno jest grać jednocześnie kabaret i stand-up, bo to zupełnie inna ekspresja na scenie. Pamiętam, jak kończyłem swoją przygodę z kabaretem i zaczynałem pierwsze próby ze stand-upem. Trudno było mi się przestawić. Wiadomo, że to też napisany tekst, ale mówiony tak, że widz nie ma tego poczucia, że umiesz go na pamięć. Po prostu wychodzi gościu i Ci coś opowiada. Po kabarecie, gdzie uczysz się tego dialogu, trudno było mi załapać luz, dzięki któremu nie było widać, że nauczyłem się tego w domu na pamięć. Musiało trochę minąć.
Dla mnie szokiem w stand-upie po kabarecie było to, że ludzie mnie słuchają. To nie jest tak, że w kabarecie nie słuchają, ale ta percepcja jest trochę inna. Jest więcej osób, więcej bodźców. Dialog i podawanie tego żartu jest trochę inne, mocniejsze. Zazwyczaj skecz jest napisany tak, że, jak wyjdziesz na 2 minuty i wrócisz, to on nadal jest składanką gagów. W stand-upie jest często tak, że to nie jakiś konkretny gag czy puenta, tylko sama myśl jest śmieszna i to wciąga ludzi. Miałem takie: „Wow, oni mnie słuchają! Ja mam im coś do powiedzenia!”.
Czy uważasz, że można żartować z wszystkiego? Są takie rzeczy, z których powinno się żartować, a z których nie powinno?
– Wydaję mi się, że można żartować z wszystkiego. Nie mam takiego ciśnienia, żeby podejmować tematy super tabu. Jak coś mi takiego wpada, to robię to, ale nie kalkuluję. Wszystko jest kwestią zachowania dobrego smaku, a z drugiej strony co to jest dobry smak? Dla każdego to coś innego. Pewnie pewnych rzeczy bym nie powiedział, co wynika nie z tego, że uważam, że nie powinno się ich powiedzieć, tylko z tego, że mam określonego wrażliwość. Ktoś ma inną, więc niech to powie. Absolutnie nigdy nie miałem tak, żeby mnie jakaś żarty ze śmieci czy chorych ludzi, wywołały u mnie takie „Ooo Jezu, jak to?”. Nie chcę dopisywać do tego jakiejś wielkiej misji, ale pewnie czasem warto przebić balonik.
Uważasz, że widzowie mają coraz większy dystans do żartów? Zauważasz jakąś zmianę czy u polskiego widza zawsze był dystans?
– Publiczność stand-upowa z założenia ma dystans. Stand-up w Polsce jest tak popularny, że ludzie wiedzą, na co idą. Raz na ruski rok ktoś napisze gdzieś „Czy musisz tak przeklinać?”. Jak to czytam, to moja pierwsza myśl jest taka, że najprawdopodobniej to ten Pan, co bije żonę kablem od żelazka, ale jak ktoś przeklnie, to jest oburzony. Stłucze matkę, idzie do kościoła i wraca wymodlony. To jest stand-up. Wiadomo, że tu będą przekleństwa, choć one nie są najważniejsze. Nie bądźmy hipokrytami.
Będzie mowa o kabaretach i standupach, komentarzach pod filmikami oraz o tym co tak naprawdę oznacza hasztag #J Ż. Zapraszamy!