Łukasz „Lotek” Lodkowski był kolejnym stand-uperem po Tomku Kołeckim i Rafale Paczesiu, który pojawił się na kanale YouTube Winicjusza “Winiego” Bartkowa – rapera i założyciela pierwszej polskiej streetwearowej marki ubrań.
Wspólna rozmowa podczas przejażdżki po Warszawie trwała półtorej godziny. Choć formuła rozmów jest bardzo luźna, a rola prowadzącego zdecydowanie nie ogranicza się do zadawania pytań, to fragmentami dotyczyła stand-upu.
Chciałem Cię podpytać o rzemiosło. Do nowego materiału przygotowujesz się 2 miesiące?
– Zwykle dłużej. Od kilku lat zapisuję sobie każdy śmieszny pomysł w telefonie. Mam już pewnie kilkaset takich zalążków. Jak siadam do pisania materiału, to przeglądam te wszystkie pomysły i myślę, o czym chciałbym wspomnieć. W Bałaganie na pewno chciałem powiedzieć o mojej historii zdrowotnej, bo pierwszy raz doświadczyłem funkcjonowania służby zdrowia. Potem spisuję to na papier, uczę się na pamięć i wychodzę na grania testowe, żeby ludzie wiedzieli, że może być różnie, a część żartów z tego wypadnie. To trwa zazwyczaj miesiąc czy dwa.
Ile miałeś ostatniego materiału?
– Godzinę dwadzieścia, godzinę trzydzieści. Coś takiego.
To już dużo. Choć Pacześ bite dwie godziny.
– Paczos jest tytanem pracy. Za nim długo, długo nic. Ja nie byłbym w stanie tyle pracować. (…) Wspieram go w 100%. Zaczynaliśmy w podobnym momencie i w miarę podobnie nasze kariery szły do przodu. Byliśmy dla siebie wsparciem.
Nie wiem, czy to nawet nie Ty mówiłeś, że niejeden myśli, że takim stand-uperem mógłby być…
– Nie wiem, czy akurat u mnie to słyszałeś, bo to popularne. Ktoś myśli, że jak żartuje przy stole ze znajomymi, to spokojnie przy mikrofonie też dałby radę. Ogląda stand-uperów, mówiąc „O Boże, ja bym to zrobił 1000 razy lepiej”. Potem wychodzi na open-micu i bombi. Ma zero reakcji i mówi „Kurwa… to nie takie proste jak się spodziewałem”.
Wydaje mi się, że jak robisz to już dobrze, to jednak ludzie mają do Ciebie pewien kredyt zaufania.
– Ale on jest tylko na chwilę. Powiesz dwa złe żarty i już go nie masz. On znika w moment.
Możesz sobie pozwolić na scenie. U nieznanej osoby mogłoby to nie przejść…
– Na początku trudniej mają na pewno Ci nierozpoznawalni. Jak mam przed moim występem support mniej doświadczonego komika, to ma ciężej, bo widownia czeka na mnie. On jest dla nich takim „graniem na czekanie”, ale jak ich kupi po 2-3 minutach, to ma normalny, fajny wykon. Jak zjebie początek, to ma dużo ciężej. Ja jeszcze mogę próbować się podnieść i to utrzymać, ale naprawdę ten kredyt zaufania znika przy kiepskim żarcie. Jak będzie cisza, to myślą sobie „Ooo… skończył się.” Ludzie uwielbiają też takie sytuacje.
No tak, fajnie, jak komuś innemu też się coś zjebie…
– Ludzie uwielbiają, jak ktoś idzie do góry, osiąga popularność i sukces, ale jeszcze bardziej lubią, jak potem to wszystko traci. Jest taka jakaś zawiść u ludzi.