Ja w tej całej komedii nie siedzę jakoś przesadnie długo. Moje nazwisko nic jeszcze nie znaczy na polskiej scenie. Mam za sobą pierwszą trasę i kilka pomniejszych występów. Nic spektakularnego. Ale już teraz, pomimo braku gargantuicznego doświadczenia scenicznego i trylionów występów na koncie, zauważyłem pewną niedogodność płynącą z uprawiania stand-upu – mianowicie to, że ludzie bardzo często mają przeświadczenie, że po zejściu ze sceny nadal będę napierdalał kolejnymi segmentami żartów. Że to, jaki jestem na scenie, całkowicie pokrywa się z tym, jaki jestem poza nią. A już najgorsi są ludzie, którzy na wieść o tym, że zajmuję się stand-upem, pierwsze co mówią to następujące zdanie:
– O, hehe, to powiedz jakiś żart.
Nie chcę wyjść na zarozumiałego buraka ani jakoś gloryfikować komedii. Ale, proszę, wyobraźcie sobie, że poznajecie lekarza i z miejsca prosicie go o wykonanie operacji na wyrostku robaczkowym tylko dlatego, że tym się zajmuje. Wiem, że bekowanie to nie to samo, co medycyna, ale działałoby to na tej samej zasadzie. Zresztą, podobny problem mają znajomi muzycy czy plastycy.
– O, zagraj coś!
– Narysujesz mnie?
I znajomi koprofile, ale ich kwestii nie przytoczę.
Dobra, oni tak nie mają, ale wiecie, o co chodzi. To, że ktoś czymś się w życiu zajmuje, nie znaczy, że będzie to robił przy każdej możliwej okazji. Poza tym, według mnie przynajmniej, jest to dość niegrzeczne. Nie wiem jak inni, ale ja, otrzymując takie polecenie, czuję się jak małpa w klatce. Jakby to, że co któryś wieczór spędzam z mikrofonem w dłoni, obligowało mnie do tego, by zabawiać ludzi także w codziennych sytuacjach.
Jeśli chcesz żartów, przyjdź na występ. Jeśli chcesz, żeby gitarzysta coś ci zagrał, przyjdź na jego koncert. Życie nie jest sceną, a my, komicy, nie mamy obowiązku, by zabawiać wszystkich o każdej porze. To truizm, ale niestety, nie każdy zdaje sobie z tego sprawę.
Kuba Łaszkiewicz
Kuba Łaszkiewicz – początkujący stand-uper, tegoroczny maturzysta. Autor dwóch książek młodzieżowych. Na scenie ciapa. Poza sceną też. Kiedyś wyrwał dziewczynę, recytując jej na dobranoc pastę o fanatyku wędkarstwa po staropolsku.