„Nienawidzi mnie większość środowiska, zarówno warszawskiego, jak i reszty komików, bo tak naprawdę robię chałturę, kasztaństwo i kabaret, a nie stand-up.” – wyznaje Rafał Pacześ w 5 odcinku Sit Down – rozmów o stand-upie.
Łódzki stand-uper twierdzi, że ma z tym luz i nie potrzebuje przyjaźni ze środowiskiem, choć nie rozumie dlaczego można oceniać kogoś monolog z zawiścią. „Niech każdy robi swoje. Jedyne czego nie mógłbym zaakceptować, to jak ktoś kradnie żarty innych komików.” – dodaje.
Na dowód tego, że nie jest lubiany przytacza kilka publicznych opinii, pochodzących od innych komików:
„Jak mało macie kurew w swoim życiu, to obejrzyjcie sobie monolog Paczesia”
„Jak można czymś takim zapełniać sale”.
Zapytany przez prowadzącego czy są to komentarze z internetu, wyjaśnia, że nikt nie ma odwagi powiedzieć mu tego w twarz. „Ktoś to napisze na Stand-upowym Klubie Dyskusyjnym, wyloguje się szybko i ucieknie pod kołdrę.”.
W dalszej części rozmowy Rafał przypuszcza, że przez niektórych komików przemawia zazdrość o wypełnianie sal. Podkreśla również, że dla niego najważniejszy jest widz, który ma się dobrze bawić. Parodiuje także zazdrosnych komików:
To ja zacząłem robić stand-up, ja go przywiozłem ze Stanów w klatce i wypuściłem w Warszawie. Jest tylko mój, mój!
Pacześ przyznaje, że na myśli ma głównie Stand-up Polska. „Nie bójmy się powiedzieć, że Stand-up Polska napędza biznes. To jest zwykła firma, a nie zespół kumpli.” Gruby Wiór zauważa, że Błażej Krajewski jako jedyny z tej grupy wypełnia sale, a robi to dzięki modulacji głosem. Na zakończenie wątku zastanawia się dlaczego Stand-up Polska nie nazywa tego kasztaństwem, skoro zawsze mówiła, że liczy się tylko warsztat i pisanie żartów.