Tomek Nowaczyk to uniwersalny komik, który występuje z kabaretem Czesław, robi stand-up, jest klaunem w szpitalu, a ostatnio wydał nawet książkę dla dzieci Ekstra-Staś Ratuje Świat. O swoich wszystkich komediowych zajęciach rozmawiał z przedstawicieli Ostrołęckiego Domu Kultury Cooltownia, a poniżej przedstawiamy zapis dotyczący stand-upu.
Czy to zająłeś się stand-upem, jest spowodowane przesyceniem kabaretem, chęcią spróbowania czegoś innego? Jak to się stało, że byłeś w Czesławie i nagle postanowiłeś sobie, że zaczynasz robić stand-up?
– Chciałem spróbować. To było dla mnie wyzwanie, bo nigdy nie byłem do końca pewny swojej wartości, a stand-up jest bardziej osobisty. Nie wchodzisz w postać, tylko robisz coś pod własnym imieniem i nazwiskiem. Poza tym mogę mówić o rzeczach, których czasem może nie poruszaliśmy w skeczach. Uważam zresztą, że robienie wielu rzeczy, sprawia, że potem z większą świeżością wracasz do tego, co robiłeś wcześniej. U mnie podstawowym zajęciem jest kabaret, a stand-up można powiedzieć, że robię bardziej hobbystycznie. Zwłaszcza że jak się robi tyle rzeczy, to trzeba wybierać.
Stand-up to monolog. Zapamiętujesz swoje teksty czy idziesz na żywioł, że wiesz mniej więcej, co chcesz powiedzieć, ale lecisz z tym, co przyniesie Ci ślina na język?
U mnie to jest jednak wyuczona baza, natomiast dodaje sobie dużo rzeczy, które potem wchodzą do tego tekstu. Sporo fajnych rzeczy udało się dodać na żywo. Nie czuję się tak pewnie, żeby cały stand-up improwizować, chociaż kiedyś brałem udział w takich konkursach. To było straszne. Co prawda udało mi się wygrać eliminacje, ale potem sromotnie przegrałem w finale z Jaśkiem Borkowskim.
Nie jest tak, że swego czasu stand-uperzy trochę nabijali się z kabareciarzy?
– Jest takie napięcie.
To dziwne, bo zobacz ilu stand-uperów wywodzi się z kabaretu, np. Kasia Piasecka, Abelard…
– Czasami się zdarza, że ludzie, którzy byli w kabarecie, zapominają o tym. U mnie na wsi było takie przysłowie „Nie pamięta wół jak cielęciem bół”. Nie rozumiem, bo można oczywiście oceniać i czasami kabareciarze rzeczywiście robią gorszy stand-up, bo zostają im kabaretowe przyzwyczajenia. Jest też takie podejście, że przychodzą na gotowe, bo stand-uperzy musieli przejść przez wiele open-miców. Doceniam tę pracę jak najbardziej, natomiast dziwi mnie to. U nas w kabarecie nie ma takiej napinki w drugą stronę, jak stand-uperzy zrobią jakieś skecze. My raczej robimy swoje i nas to nie obchodzi.
Cała rozmowa Tomka Nowaczyka dostępna jest Facebooku Cooltownia, a temat stand-upu poruszany jest od 60 minuty nagrania.