W nr 98 magazynu K-Mag ukazała się rozmowa ze stand-uperem Antonim Syrkiem-Dąbrowskim oraz innym przedstawicielami świata komedii. Zapraszamy do przeczytania wypowiedzi Antka i fragmentów dotyczących polskiego stand-upu.
Czy żartowanie i ironizowanie w nadmiarze szkodzi zdrowiu?
Antoni Syrek-Dąbrowski: Przebywam głównie w środowisku komików, gdzie śmiech jest czymś naturalnym. Żartowanie nie szkodzi zdrowiu, wręcz bardzo mu pomaga, lecz niektórzy ludzie ze śmiechem i ironizowaniem tłumią prawdziwe emocje. Zamiast więzi z takimi osobami wytwarza się jedynie pustka. Ukrywanie się za śmiechem daje poczucie bezpieczeństwa, ale jednocześnie buduje mur.
Krzysztof Materna: Mnie dopada smutek, gdy na niektóre współczesne kabarety. Ich widownia się zarykuje, myśląc, że artyści drwią nie z niej, ale z kogoś obok. Tematem większości skeczy jest to, że żyjemy w kraju idiotów: na scenie widzimy policjanta-idiotę, lekarza-idiotę, szefa-idiotę i jego asystentkę-idiotkę, oczywiście w kusej spódnicy. Nie ma mądrych bohaterów. Coś w tym jest.
Ada Fijał: Lepiej, gdy jest więcej dystansu, niż jakby miało go nie być w ogóle.
Krzysztof Materna: To nie jest dystans. To potrzeba poprawy dobrego samopoczucia i arogancja.
Bolesław Chromry: Istnieje jeszcze na Facebooku fanpage „Zdelegalizować polskie kabarety”?
Antoni Syrek-Dąbrowski: Kabarety to disco polo komedii.
Karolina Czarnecka: Na mnie działają dobre stand-upy. W występującym widzę lustro, czuję, że to o mnie, zwłaszcza kiedy mogę się utożsamić z bohaterką, jak w „Bilansie trzydziestolatki” Agnieszki Matan.
Ada Fijał: Podobno kabarety są już tak wyeksploatowane przez telewizję, że zaczynają się rozpadać i iść w stronę stand-upu. Wszyscy teraz chcą być stand-uperami.
Karolina Czarnecka: Jako grupa Żelazne Waginy grałyśmy w tym roku na Open’erze, a przed nami występowali stand-uperzy.
Antoni Syrek-Dąbrowski: Byłem wśród nich.
Karolina Czarnecka: Kiedy oglądałam te występy, zdziwiło mnie jak emocjonalnie publiczność odbiera stand-uperów. To było szaleństwo, zebrał się tam wielki tłum.
Bolesław Chromry: Ludzie byli ba festiwalu muzycznym. Mieli dobre humory, zajmowali się piciem szprycerów.
Krzysztof Materna: Chciałbym zauważyć, że stand-up w Polsce istnieje od co najmniej stu lat. Teraz mówi się „stand-up”, kiedyś był to po prostu komediowy monolog czy monodram. Gatunek nie jest nowy, zmieniła się tylko nazwa. Wystarczy wymienić postaci takie jak Jerzy Ofierski, Hanka Bielicka, Irena Kwiatkowska, Janka Jaroszyńska, Stanisław Tym, Janusz Gajos, Piotr Fronczewski czy Wojciech Pszoniak. Oni wszyscy robili to, co dzisiaj nazywamy stand-upem, tyle że miało to podłoże teatralne, a nie jak w importowanym ze Stanów Zjednoczonych stand-upie – wodewilowe.
Karolina Czarnecka: Za to jeździłam na konkursy krasomówcze, które były formą stand-upu. Trzeba było samemu napisać tekst, angażować publiczność. Wtedy jednak kojarzyło mi się to bardziej z formą poetycką czy akademicką, taką jak konkursy recytatorskie.
Czy jako osoby uprawiające satyrę lub komedię odczuwacie współczesne odmiany cenzury? Grając komercyjny występ, musicie trzymać się pewnych reguł?
Antoni Syrek-Dąbrowski: Bywa, że jesteśmy uprzedzani, by nie mówić o religii i polityce podczas zamkniętych występów dla firm. Akurat ja w ogóle nie dotykam tematów religijnych i politycznych, więc nie jest to dla mnie żadne ograniczenie. Nie spadnie mi z głowy korona, jeśli miałbym pominąć kilka żartów na jakiś kontrowersyjny temat. Ważne, żebym czuł się uczciwie ze swoimi przekonaniami.
Krzysztof Materna: Najbardziej ohydna jest autocenzura. Kiedyś cenzurą była instytucją – cenzor wycinał słowa z każdego tekstu, który miał się ukazać. Autocenzura polega na tym, że ktoś wyżej mówi, by na wszelki wypadek danej rzeczy nie puszczać., bo może się źle kojarzyć i komuś ważnemu się nie spodoba. W trosce o własne bezpieczeństwo unikają pewnych tematów.
Antoni Syrek-Dąbrowski: Dlatego my, stand-uperzy, w większości przeszliśmy do internetu. Gdy mieliśmy nagrywać dla stacji telewizyjnych, zabraniano nam żartów z gwiazd danej stacji lub jej konkurencji. To było bardzo ograniczające.
Dlaczego w czołowych grupach improwizacyjnych i stand-upowych jest mało kobiet? Klancyk i Stand-up Polska to właściwie sami faceci.
Antoni Syrek-Dąbrowski: Nie mam pojęcia dlaczego tak jest. Akurat w mojej grupie, Hofesinka, są dwie dziewczyny. Można sytuację w środowisku czytać kluczem struktury społecznej i dominacji patriarchatu – że faceci się wszędzie pchają i są bardziej promowani. Faktem jest, ze procent kobiet chcących robić stand-up w porównaniu do mężczyzn jest dosyć znikomy. Faceci przychodzą tłumnie, by wystąpić na open-micu, kobiety nie.
Ada Fijał: „Ada, to nie wypada” – coś w tym jest, a raczej było. To się dynamicznie zmienia. Może jeszcze nie przełożyło się na dużo więcej stand-uperek na polskiej scenie, ale zdecydowanie widać tę buzującą energię i wyrazistość w nowych mediach. Performerek na Instagramie i YouTubie jest coraz więcej.
Antoni Syrek-Dąbrowski: Polecam przejść się na występ grupy improwizacyjnej Hurt Luster, świetnego żeńskiego trio. Robią na scenie wszystko – od rzeczy najgorszych i obrzydliwych, po najpiękniejsze, wzniosłe i romantyczne, nie oglądając się na stereotypy płciowe. Kobiety mają trudniej na scenie, ponieważ komedię traktuje się jako „męskie zajęcie”. Publiczność często ma podejście typu: „Nawet śmieszna, jak na kobietę”, co mnie załamuje. Wystarczy zobaczyć komentarze na YouTubie u stand-uperek – wylewa się tam straszny hejt.
Krzysztof Materna: Profesjonalne aktorki nie mają problemu z uprawianiem komedii na scenie, a pamiętajmy, że stand-upy i kabarety wywodzą się zwykle z amatorskich grup.
Cały wywiad znajdziecie w nr 98 K Mag. Do kupienia w kioskach za 11,99 zł.