W ostatnim numerze tygodnika Polityka ukazała się rozmowa z czołowym komikiem Stand-up Polska – Antoni Syrkiem-Dąbrowskim. Prezentujemy najciekawsze fragmenty wywiadu przeprowadzonego przez Wojciecha Staszewskiego.
WOJCIECH STASZEWSKI: – Jak u ciebie z potencją?
ANTONI SYREK-DĄBROWSKI: – Tak zaczynasz każdy wywiad? Dobrze, ale właśnie dostałem ofertę reklamowania środka na zaburzenia erekcji. Trzy dni po tym, jak wrzuciłem do internetu filmik, że mam 37 lat i czuję się stary. To jest tak przypałowe, że na bank w to wejdę, jeśli tylko mój menedżer ustali szczegóły.
Będziesz twarzą problemów z erekcją?
Pewnie! W komedii jest zasada: im gorzej, tym lepiej. Jakbym dostawał oferty np. od Mercedesa – ej, damy ci samochód! – to nie byłoby śmieszne. Chociaż się oczywiście polecam. A to jest życie. Ludzie mają z tym problem, nikt o tym nie mówi, temat tabu. Lubię rejony, których ludzie się wstydzą.
Pracujesz w czasie pandemii?
Robiliśmy na początku maja pierwszy odcinek programu „Stand-up Polska na żywo”, mieliśmy 2 tys. ludzi online. Stresowałem się bardziej, niż gdybym miał 2 tys. ludzi na żywo. Do stresu scenicznego jestem przyzwyczajony. A mówienie do komputera, kiedy nie wiesz, czy ludziom się to podoba, czy nie, jest bardzo stresujące. Na sali czujesz, widzisz, możesz coś zmodyfikować, żeby interakcja była fajna. A przed komputerem nie ma takiej opcji.
Były bilety?
Tak, po 9 zł w opcji standard albo 15 zł za premium, co daje ci dostęp do programu przez tydzień. Gościem była Joanna Jędrzejczyk, robiliśmy grę online z ludźmi, pastisz audiotele z lat 90. – że dzwonisz i rozwiązujesz zagadki, z tą różnicą, że nasz prowadzący Maciek Buchwald nie był taki elegancki jak w telewizji, tylko dosyć złośliwy. Albo skecz, że nie możemy testować żartów na publiczności, więc Cezary Jurkiewicz zadzwonił do matki i testował na niej, ona się przejmowała: „Boże, nie możesz tego powiedzieć”, nie wiedząc, że wszystko idzie na żywo. Mama go kocha, bo mu wybaczyła, i robimy już kolejny odcinek.
2 tys. ludzi to całkiem duża sala.
Tak, chłopaki z innych kanałów też mają sporo, nawet 3 czy 5 tys. Ludzie są stęsknieni wydarzeń, chcą nas oglądać choćby online.
Da się z tego żyć?
Trudno. Musielibyśmy ściągać dziesiątki tysięcy ludzi przed komputery. Kombinowaliśmy, żeby zrobić wydarzenia z udziałem publiczności – że ludzie połączą się przez laptopy i będziesz miał namiastkę reakcji publiczności. Musimy coś wymyślić, sposoby na odtwarzanie dawnej rzeczywistości.
A co będzie dalej?
Albo to rozkręcimy, albo będziemy wracać do normalnej pracy. A jak pandemia minie, wszystko wróci do normy. Na razie może będą rozstawione dalej krzesła. W Chinach w kinie rozsadzają ludzi w odpowiedniej odległości od siebie po całej sali. W stand-upie to nie jest dobre, bo ludzie powinni siedzieć blisko siebie, zarażać się śmiechem. Na początku na spektakle będą przychodzić najodważniejsi. Stan zamrożenia w komedii potrwa do lipca, może w wakacje coś się ruszy.
A może już się nie ruszy? Może show-biznes przeniesie się do sieci, tak jak wiele firm, które przeszły na pracę zdalną, albo szkoły, które zdalnie uczą?
W to nie wierzę, bo będzie ludziom brakowało pewnych doznań. Chcesz jechać na wakacje do Wietnamu, a ktoś ci powie: włącz sobie filmik o Wietnamie i będziesz miał Wietnam. No jednak nie. Podróż jest doznaniem. Tak samo jak poszedłbyś na koncert Queenów, usiadł na stadionie i razem z 50 tys. Ludzi krzyczałbyś na widok Freddiego Mercury’ego. To doznanie, którego nie możesz mieć online. Podróży samolotem nie przeżyjesz, siedząc przed komputerem i grając na symulatorze.
Ty się wybrałeś w podróż w czasie pandemii.
Dokąd?
Na Tik-Toka.
Tak, menedżer naciskał : dawaj, wchodź w nowe medium, kiedy stare umierają. Odpaliłem go w końcu i tam jest strasznie. Poczułem się jeszcze starszy. Natykasz się np. na wątek: reakcje nauczycielek. Kolejny: jak stracić dziewictwo. Kolejny: siedem znaków, że podobasz się chłopakowi. Myślę, że tam wejdę i zacznę gadać o zaburzeniach erekcji. Stwierdziłem, że zakładam Tik-Toka dla starych ludzi. Opowiem im, jakie leki przyjmuję. Mam tańczyć jak Lewandowski? On może, bo jest piłkarzem, ale mnie to nie pasuje. Wielu rzeczy tam nie rozumiem, np. dlaczego dziewczyny tańczą z metkami przy ubraniach. To jakaś moda?
Nie, kupują ubrania, nagrywają filmik i oddają następnego dnia do sklepu.
Aaaa! A jak teraz kupują? Pewnie przez internet. Albo taki #peeyourpantschallange, który polega na tym, że ludzie mają się zsikać w spodnie. Stają w wannie i sikają. Doczytałem, że ten challenge wymyślił amerykański komik, żeby sparodiować głupotę challenge’y. Ale nie wziął pod uwagę, że ktoś to będzie na serio robił. Na Tik-Toku jest dużo seksualizacji młodych kobiet. Jedna sobie tańczy, ale dekolt ma prawie do pępka. Druga daje buziaczka w ekran. Więc ja się tu nie czuję jak na wyprawie do Wietnamu, tylko jakbym wszedł do gimnazjum.
A inne podróże?
Najpierw wybrałem się na wycieczkę do depresji, w łzy i cierpienie. Z dnia na dzień mój zawód umarł. Jak wiele innych. Jakby tobie nagle zakazali pisać albo robić coś innego, co jest całym twoim życiem. Przez tydzień narzeczona mnie pocieszała, aż wymyśliliśmy ten Stand-up Polska na żywo. Jak mam cel, deadline, to się od razu lepiej czuję. Postawiłem sobie zadanie: codziennie jeden status na Facebooku, żeby mieć ćwiczenie mózgu. Stwierdziłem, że wytrzymam do września. A później się dowiedziałem, że jesienią będzie druga fala, to oznacza kolejny rok wycięty z występów. Wtedy się tak naprawdę załamałem – co ja będę robił przez rok?
Na razie robicie programy online.
Może to będzie szło w stronę programów typu „Late-Night Show”, jeszcze nie wiem. Mam nadzieję, że jak się to wszystko skończy, to ta forma online się utrzyma. Wyrosną programy, które będzie można pokazywać w telewizji. Bo komicy, którzy do tej pory byli skupieni na występach na scenie, teraz tworzą rzeczy do internetu. Programy, skecze, podcasty.
Po co ludzie chodzą na wasze występy?
Komik ma rolę papierka lakmusowego i wentyla jednocześnie. Wyczuwasz, co jest w społeczeństwie nie tak, i pozwalasz sobie oraz ludziom odreagować. Jak komicy się zaczynają z czegoś mocniej śmiać, to znak, że świadomość tego tematu budzi się w społeczeństwie. Nie myślałem nigdy, żeby pokonywać tematy tabu, tylko bawić ludzi. Inteligentnie, bo na początku myślałem, żeby być hardcorowym, a potem się uspokoiłem, dostrzegłem, że finezja leży gdzie indziej. Co dajemy ludziom? Część komików daje ludziom spostrzeżenia na temat normalnego życia typu „robię coś głupiego i nawet tego nie zauważyłem”. Abelard Giza miał kiedyś taki set o facetach, którzy w toalecie publicznej robią najpierw takie gniazdo z papieru na desce sedesowej. I ludzie mu potem pisali, że jak układają to gniazdo, to sobie przypominają jego program. Pokonywanie tabu, okazywanie, że można się śmiać z rzeczy, z których zazwyczaj człowiek się nie śmieje. Mało co mnie tak śmieszy jak dramatyczne filmy. Raz taki widziałem: Śląsk, rodzina walcząca o przetrwanie, dziewczyna mówi chłopakowi, że go zdradza, on dramatycznie pyta z kim, a ona takim przejmującym głosem, że z jego ojcem. To było takie przegięte, że umarłem ze śmiechu.
Może przychodzą, żebyście ich obrażali?
W lutym byłem w Stanach, oglądałem komików w klubach i co drugi wrzucał taki tekst: o, pewnie kogoś obraziłem i zaraz napiszesz o tym na swoim blogu. Bo tam teraz komicy się boją cancel culture – jak coś się jakiejś grupie w czyimś programie nie spodoba, to ona zaczyna atakować ten program i czasami go zdejmuje czy bojkotuje udział aktora w filmie. Podobny lęk jest w amerykańskich firmach przed zgłoszeniami do działu HR – mężczyźni i kobiety żyją w lęku, że najmniejsze nieporozumienie może doprowadzić do zwolnienia. Mój kumpel pracujący w firmie amerykańskiej dostał mail przepraszający od swojej szefowej po tym, jak powiedziała żart, w którym znalazło się słowo „durex”. On nie czuł, że było w tym coś niestosownego, ale oni tam żyją w dużym lęku przed konsekwencjami w tym aspekcie. Wahadło odbiło w drugą stronę.
To jak być komikiem w Stanach? Przecież stand-up obraża wszystkich.
W niektórych klubach na wejściu zaklejają ci telefon komórkowy w kopercie, którą możesz otworzyć dopiero po wyjściu z klubu. Zrobili w klubach strefę bezpieczną dla komików – żeby mogli mówić rzeczy nie do końca w zgodzie ze wszystkimi. Do Polski to dopiero przyjdzie. Chociaż może nie, bo my jednak jesteśmy Europą Wschodnią.
Dlaczego jesteś dwojga nazwisk?
Moja mama jest lekką feministką, nie chciała tracić nazwiska, więc rodzice je połączyli i mojej mamie, mojemu bratu i mnie dali podwójne nazwisko. A mama zaraz po tym, jak przyjęła nazwisko taty, to się z nim rozwiodła. Tata jest rehabilitantem, mama agentką ubezpieczeniową, normalna rodzina z warszawskiej Pragi. Skończyłem psychologię, mieszkałem trochę za granicą, w Anglii i na Tajwanie. I tak jak w Anglii nauczyłem się, że mieszkam w Europie Wschodniej, to na Tajwanie nauczyłem się, że blady i rudy jest sexy. Wchodziłem do Burger Kinga, a ekspedientka się zachwycała: wow, ale ty jesteś blady.
15 czerwca jest Wielka Trasa Stand-up Polska? Tak wyczytałem w internecie.
To nasi menedżerowie ustalili w czasach optymizmu marcowego. Nasza trasa miała się odbyć w marcu, ale po trzech wydarzeniach zakazali nam występów. Mamy sprzedane bilety na 10–15 występów, wynajęte sale, i menedżerowie stwierdzili, że przebukują to na czerwiec, bo będzie już bezpiecznie. A teraz już przebukowują to na wrzesień, na co mam nadzieję, że są jakieś szanse.
Chyba że się zmieni ogólnoświatowe podejście do lockdownu?
Ja się coraz bardziej do tego przychylam. Jeszcze dwa tygodnie temu byłem absolutnie po stronie dystansowania się, ale teraz zaczynam mieć nadzieję, patrząc na Szwecję. Choć łatwo powiedzieć: znosimy obostrzenia, ale to znaczy, że na część ludzi powyżej 65. Roku życia wydajesz wyrok śmierci i tylko niektórzy zostaną ułaskawieni. Ja też już mam trochę dość, ale zobaczymy, co ludzie będą mówić, jak jesienią przyjdzie druga fala. Oby nie, ale z historii epidemii tak wynika.
Ze śmierci nie można się pośmiać.
Coś ty, śmierć to świetny temat do żartów. W tym programie, że mam 37 lat i czuję się stary, opowiadam, że faceci żyją o 5–10 lat krócej niż kobiety, więc wcześniej umrzemy. Mówię do ludzi na widowni wprost: chłopaki, czas się zacząć żegnać ze swoimi dziewczynami, bo szybciej umieramy. Musiałem długo ten tekst szlifować, żeby ludzie się śmiali. Że niby ja się śmieję ze statystyki, chociaż tak naprawdę wkładam facetom z publiczności do głowy, że ich dziewczyny prawdopodobnie ich pochowają. Początkowo ludzie się wycofywali, taki syk szedł po widowni. To nie jest łatwy temat. Tylko wymaga więcej finezji, więcej trików, więcej ogrania. Lubię takie wyzwania.
To dlaczego cię jeszcze koronawirus nie bawi?
Jak nie bawi, jak bawi. Stworzyłem taki skecz, że najnowszy kierunek wakacyjny to X piętro w twoim bloku, gdzie możesz sobie pospacerować i odpocząć na pięknym lastryku. Ale rzeczywiście do koronawirusa nie mam jeszcze dystansu. Raczej czuję empatię wobec ludzi i ich strachu. Komedia przyjdzie później. Na razie ludzie powoli wychodzą z domów, wracają do pracy lub tracą pracę. Nabijanie się z tego byłoby jak kopanie leżącego. A leżącego się w komedii nie kopie.
Całość rozmowy można przeczytać w papierowym wydaniu tygodnika lub dzięki wykupieniu prenumeraty na stronie Polityki od 19,99 zł za miesiąc.